Jechałem na te zawody z zamieram złamania 36 min, a dokładnie nastawiałem się na 35:30. Widziałem, że stać mnie na takie bieganie. Po przełajach w Łodzi forma poszła w górę, a kolejne treningi utwierdziły mnie, że jestem w gazie. Ze spokojem czekałem na ten start oraz powrót na ulicę po dwóch miesiącach od Biegu Urodzinowego w Gdynii. Jak to wszystko się skończyło? Zapraszam
Do Gniezna wyruszyłem wraz z moimi rodzicami, którzy także brali udział w tych zawodach i walczyli o swoje mniejsze i większe cele. Po godzinie 13 byliśmy na miejscu, na trasie było spokojnie, dzięki czemu nie straciłem za wiele sił na podróży. Zameldowaliśmy się w hotelu i pozostało oczekiwanie na rozgrzewkę.
Pięć minut przed godziną 16 udałem się na rozgrzewkę. Potruchtałem 15 min, następnie lekkie rozciąganie. Po czym jeszcze 4 przebieżki oraz 3 min w tempie progowym. Na rozgrzewce czułem się bardzo dobrze, w nogi luźne, zapowiada się optymistycznie. Przebrałem się w strój startowy, szybka toaleta i udaję się na miejsce startu. Zgromadziło się wielu biegaczy, ale bez problemu stanąłem z przodu całej grupy. Na samym czele widzę elitę polskich biegów długich m.in Marek Kowalski, Arkadiusz Gardzielewski czy rekordzista Polski w maratonie Henryk Szost. Nie zabrakło, także biegaczy z Afryki, którzy byli wymieniani w gronie faworytów. Dla mnie osobiście uplasowanie się w pierwszej 50, będzie oznaczało, że pobiegłem na miarę swojego poziomu.
Początek drugiej pętli - samotny bieg ;) |
Finałowe odliczanie 10, 9, 8, ... 3, 2, 1 jazda! Pierwsze 150 m zawsze jest szybie, szczególnie jeśli biegnie duża liczba zawodników, trzeba przebrnąć przez cały tłum, aby nigdzie nie zostać zablokowanym lub potrąconym. Po 300 m uspokajam tempo i zaczynam się trzymać założonego 3:33 min/km, odpowiedniego dla 35:30 na 10 km. Pierwszy znacznik, łapię okrążenie na zegarku - czas 3:33 idealnie, oby tak do końca. Czuję się bardzo dobrze, a na następnym kilometrze mijam kilku biegaczy, była nawet mała grupka, chciałem z nimi biec, ale po chwili zauważyłem, że tempo było za wolne i musiałem dalej biec sam. Drugi kilometr w tempie 3:34 min/km, cały czas zgodnie z założeniami. Od tego momentu zaczął się okres kiedy biegłem sam wpadłem w prawdziwą dziurę, a jeśli ktoś biegł przede mną to zwalniał. Musiałem liczyć tylko na siebie i samemu dyktować tempo na nową życiówkę. Jak się okazało nie jest to łatwe, tym bardziej, że znalazłem się pierwszy raz w takiej sytuacji. Nie załapałem okrążenia na trzecim kilometrze, ale po czwartym średnia dwóch ostatnich to 3:38 min/km. Tempo spadło mimo tego, iż cały czas czułem się dobrze, a tętno było w granicach 180. Przyspieszam, staram się narzucić szybsze tempo, dzięki czemu piąty kilometr pokonałem w 3:32 min/km. Wróciłem do założeń. Pierwsza piąta w czasie 17:57, czyli dalej biegnę na czas poniżej 36 min, teraz tylko to powtórzyć. Niestety kolejne kilometry to tempo w granicach 3:38 min/km - 3:41 min/km. Straty były już za duże i pozostała walka jedynie o poprawienie życiówki. Pozostały ostatnie dwa kilometry. Przyspieszam, ale nie jest to jakiś super zryw. Czuję się luźno, nogi także dobrze pracują, ale nie mogę wskoczyć na wyższą prędkość. Zawodnicy przede mną słabną, ucieszyłem się, że mam kogo gonić, dzięki czemu tempo na ostatnim kilometrze wzrosło. Na ostatnich 300 m w zasięgu wzroki miałem zawodniczkę z Ukrainy, pozwoliło mi to wycisnąć jeszcze z siebie trochę energii i wyprzedzić ją na samej mecie.
Walczyłem do samego końca, choć na zegarze było już 36:01 :) |
Ostatecznie dobiegłem 49 z czasem brutto 36:13 na 10 km poprawiając najlepszy czas o 2 sekundy. W wynikach nie odnotowano mojego czasu netto przez co nie mogę go porównać z najlepszym rzeczywistym wynikiem. Do złamania 36 min zabrakło doświadczenia w samotnym biegu. Nogi miałem na tyle dobre, że powinienem wytrzymać tempo końca. Z drugiej strony nie biegałem jeszcze treningów na prędkościach startowych. co mogło mieć wpływ na utrzymanie założonego tempa. Osiągnąłem ten sam poziom jak na Biegu Niepodległości zaledwie po dwóch miesiącach treningów jakościowych. To mnie utwierdza, że zmierzam w dobrą stronę. Dodatkowo bardzo mnie cieszy, że od lutowego Biegu Urodzinowego w Gdyni poprawiłem się o 2 min 22 s. Jeśli ponownie będę musiał biec sam, wówczas będę wiedział jako to rozegrać. Czas na kolejne treningi i walkę o własne marzenia. Wierze, że zdobyta nauka zaprocentuje i pomoże mi w przyszłości pobiec życiowy bieg. Każda porażka uczy więcej niż największy sukces. Tym akcentem zakończę relację z Biegu Europejskiego w Gnieźnie. To była ciekawa i ważna przygoda w drodze po coś większego.
0 komentarze: