by Paweł Jaszczerski

LightBlog

Nadszedł czas na przejściowy tydzień. Okres pomiędzy kolejnymi zawodami, kiedy nie można za bardzo odpuścić, ale nie można także przesa...

Podsumowanie tygodnia 13/2017


Nadszedł czas na przejściowy tydzień. Okres pomiędzy kolejnymi zawodami, kiedy nie można za bardzo odpuścić, ale nie można także przesadzić z intensywnością. Tygodnie te nie należą do najłatwiejszych, trzeba na bieżąco odczytywać sygnały organizmu i na ich podstawie planować trening.


Poniedziałek

Pierwszy dzień po zawodach. Wyruszyłem na spokojne 8 km. Nie miałem jeszcze mocno zmęczonych nóg. Biegło się nawet dobrze, średnia 5:10, a najszybszy kilometr: 4:57 min/km. Pod wieczór było gorzej. Wówczas dopiero zacząłem odczuwać trudy zawodów, nogi coraz bardziej obolałe. Wychodziło także ogólne zmęczenie.

Wtorek   

Rano była zdecydowania poprawa. Sen zrobił swoje. Przebiegłem bardzo spokojnie 12 km średnio po 5:21 min/km. Nie chciałem wariować z tempem. Nogi jeszcze odczuwały lekkie zmęczenie, ale wszystko zmierzało w dobrym kierunku.

Środa

Kolejne spokojne rozbieganie. Dorzuciłem jeszcze 10 przebieżek, łącznie nieco ponad 12 km. Nogi prawie gotowe na szybsze bieganie. Na przebieżkach ładnie się kręciły. To był dobry znak przed jutrzejszymi interwałami.

Czwartek

Kolejna sesja interwałowa w tym sezonie. W planie 4 min + 3 min + 2 min + 1 min + 1 min + 2 min + 3 min + 4 min czyli trochę drabinka biegowa. Przerwy zwykle robię o minutę krótsze niż czas odcinka lub takie same, w zależności od tego jak się czuję. Byłem nastawiony na bardzo szybkie bieganie. Porządnie się rozgrzałem i ruszyłem na pierwszą serię. Średnie tempo 3:24 min/km. Mówię sobie tylko teraz to utrzymać, czułem duży gaz w nogach, a zarazem nie chciałem przesadzić. Kolejne serie w podobnym tempie, a nawet szybciej średnie tempo dochodziło do 3:15 min/km. Tak się skupiłem oraz oderwałem od rzeczywistości, że zapomniałem zrobić drugą jednominutówkę i tak od razu pobiegłem 2 min. Nogi zaczynały odczuwać tempo treningu, ale moim celem  było utrzymanie wysokiej prędkości. Za każdym razem kiedy chciałem przyspieszyć, nogi ładnie podawały. Ostatnia seria to 4 min. Nie było łatwo czułem już narastające zmęczenie, ale miałem jeszcze siły, aby przyspieszyć. Jednak nie chciałem robić z tego treningu zawodów i po prostu utrzymałem tempo. Odcinek skończyłem w tempie 3:24 min/km czyli w takim samym jak pierwsza seria. Nigdy mi się nie zdarzyło utrzymać tempo do ostatniej serii. Nigdy także nie biegałem tak szybo po tej trasie. Dzięki czemu byłem pozytywnie nastawiony przed jutrzejszym akcentem.

Tętno ponad 180, jest coraz lepiej ;)

Piątek

W planie był trening progowy 3x3.2km z przerwą 2 min 10 s. Wieczorem po interwałach nie wyglądało to najlepiej. Mocno mnie docisnęło, ledwo mogłem wykonać jakąś pracę przy komputerze, nogi miałem ostro zamulone. Postanowiłem poleżeć, a przy okazji poczytać książkę. W piątek rano było naprawdę dobrze. Czułem, że wczoraj było mocne bieganie, ale nogi były gotowe na kolejne wyzwanie. Pojechałem na moją ulubioną trasę w Parskach na oczyszczalnię. Pogoda była świetna do biegania 15 stopni, lekki wiaterek. Pierwszy raz w tym roku na treningu ubrałem krótkie spodenki. Zmotywowany ruszyłem na pierwszą serię. Biegło mi się bardzo luźno, jakbym wczoraj zrobił zwykłe rozbieganie. Nogi niosły, ale opanowałem się, utrzymałem narzucone tempo, odcinek w tempie 3:41. Czas na drugą serię. Nogi powoli zaczynały się męczyć, ale na każdym podbiegu byłem wstanie przyspieszyć i w ten sposób średnia 3:41 min/km identycznie jak poprzednia. Złapałem oddech na przerwie i ruszyłem na ostatnią serię. Nogi coraz bardziej mnie bolały, a każdy podbieg stawiał coraz większy opór, ale walczyłem. Nie patrzyłem już nawet na zegarek, skupiłem się na trasie i prawidłowej technice, dobiegłem w tempie 3:44 min/km. Oznaczało to, że przebiegłem wszystkie odcinki poniżej 12 min. Nigdy mi się to nie zdarzyło, nawet gdy trening wykonywałem na bieżni tartanowej. Radość była ogromna, porównywalna z życiówką na zawodach. Po południu było odcięcie, zaczynałem odczuwać ostatnie dwa dni, ale było warto.
Idzie nowe :D


Sobota  

Spokojne 10 km oraz 10 przebieżek. Początek taperingu pod zawody w Gnieźnie 8.04. Czułem się ponaciągany po wczorajszym treningu, choć z nogami nie było jeszcze tak źle.

Niedziela

Z uwagi na start w przyszłą sobotę, nie było 20 km, zamiast tego spokojne 14 km w letniej aurze. Niedziela to chyba największy dzień kryzysowy, tego dnia najbardziej odczułem trudy treningu. Porządnie się najadłem, aby odbudować zasoby glikogenu.

Podsumowanie

Po lekkim niedosycie na AMPach przyszedł tydzień ogromnego przełomu. Coś do czego cały czas dążyłem, w końcu udało się zrealizować. Oba akcenty wlały we mnie mnóstwo radości oraz wiary w to, że zmierzam odpowiednią drogą. Tydzień ten pokazał, że zawsze trzeba wierzyć w to co robimy, nawet jeśli nic nie wychodzi, trzeba konsekwentnie walczyć, a pewnego dnia przyjdzie przełom. Takie wydarzenia wlewają siłę w każdą dziedzinę naszego życia. Nowy sezon? Czemu nie, trzeba przełamywać kolejne bariery i cieszyć się tym co dostajemy od Boga. Następny tydzień to czas taperingu, mało kilometrów, czyli zbieranie sił na zawody, a dokładnie na 10 km w Gnieźnie 8 kwietnia. Łącznie tydzień zamknął się na 90 km.

0 komentarze: