by Paweł Jaszczerski

LightBlog

Te dni nie należały do najłatwiejszych, szczególnie pod względem  podjęcia kilku kluczowych decyzji. Bo to one miały mieć decydujący wp...

Jak minął tydzień 43/2017?


Te dni nie należały do najłatwiejszych, szczególnie pod względem podjęcia kilku kluczowych decyzji. Bo to one miały mieć decydujący wpływ na to jak ułożą się treningi. Staram się wówczas kierować spokojem i rozsądkiem, choć w moim przypadku często podejmuję duże ryzyko. Czy tym razem się opłaciło?

Poniedziałek to spokojne 10 km. Byłem mocno pokurczony po niedzielnych podbiegach, chodziłem trochę jak kurczak, ale to typowe po takim treningu. We wtorek chciałem wybrać się na kolejne rozbieganie, ale niestety mój organizm zaczął szwankować. Złapało mnie przeziębienie, a rozpoczęło się od bólu gardła.

W środę spróbowałem coś pobiegać, skończyło się na 10 km rozbiegania. Na nic więcej nie miałem sił, a w planach było Broken Miles. Zacząłem się wówczas zastanawiać co dalej z akcentami. Czwartek odpuściłem, liczyłem że wolne pomoże mi odbudować siły i wyzdrowieć. W piątek luźna dyszka, miała dać odpowiedź co dalej i czy jest sens biegać treningi jakościowe w weekend. Nie było źle, czułem że powoli wraca zdrowie.

Nadeszła sobota, musiałem na coś się postawić. Nie czułem się jeszcze w pełni zdrowy i zarazem nie było jakiejś wielkiej tragedii. Gardło prawie przestało boleć, ale w zamian przyszedł katar. Zaryzykowałem udałem się na Broken Miles czyli 3x(1200 m/200 m truchtu + 400 m/200 m truchtu). Pierwsze 1200 m pobiegłem spokojnie, chciałem zobaczyć jak nogi zareagują. Było nawet dobrze tempo 3:36 min/km, a 400 setkę poleciałem po 3:13 min/km. Kolejne odcinki 1200 m po 3:26 i 3:27 min/km, a 400 setki w granicach 3:10 - 3:15. Byłem bardzo zadowolony po tym treningu, choć po południu czułem się bardzo zmęczony, osłabienie organizmu dawało o sobie znać.

Ostatni dzień tygodnia - niedziela. Katar nasilał się dodatkowo wzmagał się kaszel. Ponownie zaryzykowałem choć granica była bardzo cienka. Wiedziałem, że może się to różnie potoczyć, znam swój organizm bardzo dobrze, dlatego wybrałem się na drugi akcent 1 km + 3x2 km + 1 km. Zakładałem bieganie w tempie zawodów na 10 km do tempa progowego. Dodatkowym utrudnieniem był mocno wiejący cyklon Grzegorz. Jednak ja walczyłem, mówiłem nie poddam się. Cały trening w zakresie od 3:36 min/km do 3:49 min/km. Pod wiatr tempo 20 sekund wolniejsze niż z wiatrem. Sam byłem zaskoczony jak dobrze ten trening wyszedł, ale kosztowało mnie to wiele energii i paliwa. Po południu nie czułem się najlepiej, mówiąc krótko docisnęło mnie oraz towarzyszyła mi lekka gorączka 37 stopni, a głowa mnie bolała od zapchanego nosa. Jednak pod wieczór czułem się coraz lepiej. 

To był bardzo trudny tydzień, mnóstwo przekładania i lekkiej frustracji związanej z przeziębieniem. Balansowałem na cienkiej granicy, wiedziałem że jest to ostatni moment, aby pobiec coś mocniejszego przed Biegiem Niepodległości. Jeśli jesteś mało doświadczonym biegaczem, nie podejmuj takich decyzji lepiej zostać w domu i całkowicie wyzdrowiej. Gdyby to było w innym okresie również tak bym postąpił. Czy było warto? Dowiecie się w kolejnym odcinku.

0 komentarze: