by Paweł Jaszczerski

LightBlog

Tak! Po 26 dniach przerwy wróciłem do regularnego biegania. Co za radość, gdy ponownie możesz przemierzać kolejne kilometry. Nagle jedn...

Podsumowanie tygodnia 22/2018


Tak! Po 26 dniach przerwy wróciłem do regularnego biegania. Co za radość, gdy ponownie możesz przemierzać kolejne kilometry. Nagle jednak pojawiło się pytanie w jakiej jestem formie, bo przecież zainwestowałem mocno w trening zastępczy, który momentami męczył bardziej niż bieganie. Jak się okazuje, można w bardzo dobry sposób potrzymać wypracowaną kondycję, a nawet ją podnieść, ale bieganie to zupełnie inne mięśnie, o czym przekonałem się podczas moich pierwszych dni po przerwie.

Chciałem sobie dać czas na początku tygodnia i wyjść na pierwszy bieg w środę. Mój stan stopy był na tyle dobry, że postanowiłem coś zrobić. Dodatkowo pogoda bardzo zachęcała do aktywności, lato na całego. I tak w poniedziałek około godziny 18 poszedłem na szybki marsza. Pozwoliło mi to sprawdzić w jakim stanie jest moja podrażniona stopa. Na całe szczęście nic już mnie nie kuło, ale brakowało elastyczności oraz cały staw odzwyczaił się od wysiłku. Czułem jak męczą mi się palce oraz mięśnie poduszkowe. W taki sposób przeszedłem 6 km, co było niesamowite, bo ostatnio nie chodziłem dalej niż na uczelnię i z powrotem czyli około 3 km.

Niesamowita radość :D
Wtorek to kolejny progres ruszyłem na pierwszy w moim życiu marszobieg. Po pięciu minutach zacząłem biec, noga niestabilna słaba. Czułem dość dużą sztywność, robiłem swoje kilka minut biegu kilka minut marszu. Widziałem, że stopa musi się po prostu przyzwyczaić, po każdym marszu biegłem coraz dalej. Łączny dystans marszobiegu to 6.7 km. Jest to bardzo dobra aktywność dla każdego, kto nie czuje się jeszcze pewnie w bieganiu.

Środa, wyczekiwany dzień. Już bez marszu, ten sam dystans, ale za pomocą biegu. Czułem tzw. zakwasy w przywodzicielach. Mimo, że dużo jeździłem na rowerze, to i tak nogi mnie bolały, ale radość z pierwszego biegu była niesamowita. Dorzuciłem jeszcze godzinę na rowerze stacjonarnym, aby organizm przyzwyczaił się do dużej ilości wysiłku przed zbliżającymi się cięższymi treningami. Kolejny wyczekiwany progres za mną. 

Czwartek spokojne 7 km, przywodziciele bolą mnie jeszcze bardziej, ogólnie chyba całe nogi miałem zakwaszone. W piątek lekko wydłużam odcinek biegu do 8 km. Elastyczność stopniowo wraca w stawie, a przestaję o nim myśleć podczas biegu. Co jest sygnałem, iż wszystko jest zmierza w bardzo dobrym kierunku. Również nie zabrakło roweru, kolejne dwa treningi, momentami czwórki bardzo palą, ale to na pewno pomoże mi się rozwinąć jako biegacz.

W Boże Ciało nie zabrakło również lodów ;)
Sobota to niczym triathlon rano 8 km biegu, po czym 40 min na rowerze, a popołudni 45 min pływania. To był intensywny dzień, przez ostatni okres znacząco poprawiłem się w pływaniu. Aktywność ta również pozwoliła mi wzmocnić plecy oraz ramiona, które nie należały do najsilniejszych w moim przypadku.

Nadszedł ostatni dzień tygodnia, a zarazem piaty dzień z rzędu jak biegam. Planowałą przebiec dziesięć kilometrów, wierzyłem w kolejny progres i rzeczywiście tak się stało. Nogi były zdecydowanie lżejsze, a ja przyspieszyłem - łączna średnia 5:36 min/km. Pierwszy raz po przerwie poczułem cząstkę swobody, która jeszcze mi towarzyszyła miesiąc temu. Po tym treningu godzina roweru, lekko nie było. Zmęczenie podobne jak po długim biegu. 

Ten tydzień przyniósł wiele radości i postępu. W końcu mogłem, cieszyć się tym co lubię robić. Stopa wymaga jeszcze rozciągania, ale to są już sprawy wykończeniowe. Niech o intensywności tego tygodnia świadczy fakt spędzenia ponad 11 godzin łącznej aktywności fizycznej. Jak na pierwszy tydzień biegania było naprawdę przyzwoicie 47 km, z obiecującą końcówką. Za trzy tygodnie czekają mnie zawody na które jestem zapisany od trzech miesięcy. Zobaczymy jaką zbuduję do tego momentu formę, ale jedno wiem - nie poddam się.

0 komentarze: